Sklep Action w Polsce - pierwsze wrażenia
Sieć holenderskich sklepów Action powoli zapuszcza swoje nitki w głąb Polski. W październiku 2017 roku na naszej mapie pojawiła się pierwsza szóstka pilotażowych punktów. Warto wiedzieć, że jest to całkiem "lokalna" europejska sieć, póki co obecna raptem w kilku państwach: w założycielskiej Holandii, dalej Belgii, Niemczech, Francji, Austrii, Luksemburgu i wreszcie w naszym kraju. Można by rzec, że przeskakuje z sąsiada na sąsiada. W uwielbianej przez wielu Wielkiej Brytanii tego sklepu jeszcze nie znajdziecie, a w Polsce już jest - czy tylko u mnie powoduje to złośliwe zadowolenie z rodzaju dziecięcego "a ja już mam, a ty jeszcze nie"?
Na ten moment w Polsce jest już dwanaście punktów. Niestety, wszystkie mieszczą się na południowym zachodzie. Nie sądzę, aby długo trwało rozprzestrzenienie się sieci po całym kraju, ale póki co osoby mieszkające w innych rejonach muszą obejść się smakiem lub spakować walizki na długą podróż, tak jak ja spakowałam swoje... No, nie do końca, gdyż mam to szczęście studiować we Wrocławiu i przy niedawnej wizycie na stancji postanowiłam odwiedzić Action. O dziwo w potężnym wojewódzkim mieście nie ma (jak się domyślam - jeszcze) ani jednego sklepu, dlatego musiałam ruszyć na wyprawę do pobliskiej Legnicy. Na załączonej mapie legnicki sklep został policzony jako okoliczny Wałbrzychowi, także niech Was nie zwiedzie ta drobna nieścisłość. Oczywiście mapa pochodzi ze strony internetowej Action i jest interaktywna. Witryna oferuje też szereg ciekawych informacji dotyczących sklepu, w tym zarys historyczny.
Zapewne najbardziej ciekawi Was, czym ten sklep się wyróżnia wśród Biedronek i innych Intermarche? Przede wszystkim nie jest to sklep spożywczy. Nie kupimy tam jabłek ani mięsa. W ofercie jest obecna głównie żywność przetworzona, np. słodycze czy napoje, a wszystko z zagranicy. Większość - tak podejrzewam - jest niedostępna nigdzie indziej w Polsce, chyba że w jakichś specyficznych delikatesach, ponieważ mało którą markę znałam lub chociaż kojarzyłam. Jeśli lubicie próbować nietuzinkowe smakołyki, to polecam zajrzeć. Akurat ja na jedzenie nie zwracałam uwagi, gdyż staram się unikać mocno przetworzonych produktów.
Oprócz oferty spożywczej znajdziemy też - a właściwie przede wszystkim - mnóstwo produktów przemysłowych. Gadżety elektroniczne czy ogrodowe, chemia, poduszki, kołdry, farby, narzędzia, pudełka, organizery, ozdoby - tam jest po prostu wszystko. To takie Pepco, ale z o wiele bogatszą ofertą. Trochę taka mała Ikea - mniej jest tych rzeczy pod względem ilości, ale różnorodność zdecydowanie większa. Jeśli właśnie meblujecie mieszkanie, to polecam zajrzeć do Action.
A teraz coś dla nas, czyli papierniczych świrów. Na powyższym zdjęciu przedstawiam Wam moje zakupy w Action, za które łącznie zapłaciłam niecałe 80 złotych. Oj, długo chodziłam wśród alejek, przyglądając się setkom fantastycznych produktów, których próżno szukać w innych sklepach. Wybór to jedno, ale ceny... Muszę przyznać, że tak niskich się nie spodziewałam! Dla przykładu za wyżej widoczne 60 flamastrów typu felt-tip dałam prawie 24 zł, czyli wychodzi 40 groszy za mazak. Tyle kolorów nie ma nawet (do niedawna dostępny w Polsce) duży zestaw Crayola Super Tips! Co prawda te tutaj nie mają tak lubianych końcówek o grubszej podstawie i wąskim czubku, ale wciąż uważam, że dla tylu kolorów warto się skusić. Jeśli jesteście ciekawi wartości pozostałych produktów, zostawiam Wam paragon. Tylko nie rzucajcie wszystkiego i nie lećcie od razu na zakupy, dobrze?
W Action jest spory wybór washi tapes, naklejek oraz papierów ozdobnych, także jeśli ktoś z Was para się scrapbookingiem, to koniecznie musi tam zajrzeć. Jest też mnóstwo artykułów piśmienniczych, w tym chociażby zestaw do kaligrafii, który oczywiście musiałam kupić. Niestety, pierwsze testy owego nie były zbyt udane, gdyż jest to produkt o kiepskiej jakości - adekwatnej do ceny. Są sprzedawane w zestawach po trzy. Jeden pisak po przeliczeniu kosztuje około 1,4 zł, a wiadomo, że markowe produkty tego typu to dużo większy pieniądz, także głupotą byłoby spodziewać się zachwycającego towaru. Ale jako totalny kaligraficzny laik, który gdzieś tam duma sobie na zasadzie "a może tak spróbuję...?", stwierdzam, że to jest właśnie idealny zestaw dla mnie i innych początkujących, którzy dopiero planują rozpocząć przygodę z letteringiem. Za te niecałe pięć złotych można przekonać się, czy to jest coś dla nas. Według mnie takie rzeczy też są potrzebne, bo na cóż wydawać od razu wielkie pieniądze, jeśli po pierwszych próbach okaże się, że to totalnie do nas nie przemawia?
To samo powiedziałabym o podróbkach promarkerów. Podobnie jak zestaw do kaligrafii, są one wręcz przerażająco tanie i brandowane znakiem DecoTime, czyli zapewne marką własną sieci Action (jak Kayet w przypadku Biedronki). Za jeden "promarker" po przeliczeniu zapłacimy raptem 1,4 zł! Tak tanie to nie są nawet podróbki na AliExpress, za które damy dwa razy więcej pieniędzy. Niestety, nie mam ani pisaków z Alie, ani tym bardziej tych markowych, także trudno mi będzie cokolwiek napisać o tych z Action. To są pierwsze w moim życiu alkoholowe markery. Ale oczywiście będzie o nich post i pojawią się swatche, a swoje odczucia względem nich postaram się jak najdokładniej opisać.
Na stronie Action wyczytałam, że w sklepach występuje duża rotacja towarów. W jednym miesiącu kupicie to i to, a w kolejnym już zupełnie co innego. Nie wiem, czy są produkty totalnie na stałe, bo póki co byłam ten jeden raz i raczej nie będę bywać zbyt często ze względu na brak punktu w moim mieście, ale nawet jeśli jest jakiś basic, to raczej nie grzeszy obszerną ofertą. Z jednej strony jest to plus, bo ciągle można kupować nowe i nowe rzeczy (hem, plus...?), a z drugiej strony - każdy post o Action będzie się szybko dezaktualizował, tak jak notki dotyczące sezonowych ofert w Biedronce i Lidlu, choć w przypadku tych sklepów już wiemy, że wiele produktów pojawia się cyklicznie. Czy w Action też tak się dzieje? Trudno powiedzieć. Firma chwali się "stale zmieniającym się asortymentem", co można interpretować w różnoraki sposób. Najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu raz na jakiś czas wpadać do sklepu, tak jak się wpada do Biedronki, ale póki sieć nie stanie się gęstsza, może to sprawiać trudności, no chyba że ktoś ma tego farta i mieszka w mieście, w którym niebieski sklep już stoi.
Byłam tak zaaferowana wizytą w Action, że nie zrobiłam żadnego zdjęcia wystroju, dlatego pozwolę sobie podkraść zdjęcie z Internetu. Zapewniam, że w rzeczywistości wszystko wygląda tak samo. Szerokie alejki, niskie półki - naprawdę wygodny sklep.
Źródło: Gazeta Wrocławska |
Podsumowując: warto, warto i jeszcze raz warto. Co prawda za jakość produktów nie ręczę - więcej będę mogła powiedzieć, gdy już znajdę czas na przetestowanie tego, co kupiłam - ale wiele rzeczy, jak choćby zeszyty czy doniczki, nie potrzebują przecież super marki i przerażającej ceny, aby spełniać swe zadania. To, że coś nie ma etykiety rodem z TK Maxxa, nie oznacza, że to bubel, choć oczywiście trzeba rozważyć taką ewentualność. Rozsądek to bardzo ważny element zakupów. Szkoda, że mój tak często ucieka, gdy wkraczam do sklepów typu Action, ale cóż - błądzić jest rzeczą ludzką.
Zachęcam do polubienia fanpage, aby być na bieżąco.
Zachęcam do polubienia fanpage, aby być na bieżąco.
Komentarze
Prześlij komentarz