Dlaczego papeterium?

Jeśli sądzisz, że w dobie vlogów sztuka czytania zanikła, zwłaszcza wśród dzieci, to niezawodny znak, że jesteś mugolem!
Kocham parafrazy. A oprócz nich także wiele innych zabaw językowych. I gdybym poprzestała na miłości do słowa polskiego, wyszłabym na tym bardzo korzystnie. Niestety, uwielbiam też rzeczy. Różne rzeczy. Od zakolanówek (o których mam osobny blog, rozumiecie ten poziom szaleństwa?) poprzez pojemniki do przechowywania aż do tzw. cudności. Słowo "cudności" to taki mój odpowiednik angielskiego "stationery". Wiem, średnio jakkolwiek nawiązuje do artykułów biurowych i papierniczych, ale to takie osobiste pieszczotliwe określenie, którego już nie umiem wyplenić ze swojego języka i które już weszło do języków innych (pozdrawiam mamę i przyjaciółkę, choć mama wciąż uparcie nazywa je "cudownościami" - też ładnie). 

Dlaczego zatem papeterium? Z kilku powodów. Nie zawiera polskich znaków, co jest dosyć istotne przy układaniu nazwy do internetowego adresu, ładnie brzmi i w przeciwieństwie do cudności kojarzy się z tym, z czym powinno. I tutaj pora na dawkę wiedzy prosto od Doroszewskiego:

Swoją drogą szkoda, że już nie używa się tego słowa w formie przestarzałej. "Idę do papeterii" brzmi ślicznie i od razu wiadomo, że z takim pójściem wiążą się wspaniałe zakupy. Zamiast tego mamy "sklepy papiernicze". No cóż, język ewoluuje, czasami niekoniecznie w tę w stronę, o której marzymy. 

Jako że jestem świruską absolutną i kupuję zdecydowanie za dużo cudności, zdecydowałam, żeby zrobić z tego jakiś większy użytek. Nie tylko własny, czyli robienie notatek i kolorowanie antystresowych kolorowanek, ale taki z korzyścią dla innych. Postaram się napisać jak najwięcej recenzji artykułów szkolnych, biurowych, papierniczych i piśmienniczych oraz ubarwić je własnymi zdjęciami produktów - w większości prostymi, użytkowymi, bo te takie bardziej "artystyczne" trafiają na instagrama (a raczej studygrama), choć wciąż nie porywają, bo a) nie mam sprzętu i b) kiepski ze mnie fotograf. Ale za to pisać umiem. (tak mówią)

Pojawią się naprawdę różne rzeczy. Kredki, cienkopisy, flamastry, zakreślacze... Nie wiem jeszcze, czy będę się bawić z drobiazgami typu gumka do ścierania czy temperówka - raczej nie. No, może jak się wreszcie dorobię naprawdę porządnej temperówki (np. elektrycznej). 

Zaznaczam, że nie jestem artystką, nie chodziłam na ASP, nie znam się na malowaniu i rysowaniu, więc moje recenzje będą bardzo "przyziemne", z myślą o przeciętnych "użytkownikach", choć nie ukrywam, że od dziecka lubię art-aktywności i na co dzień od nich nie stronię. Może moje dzieła nie są najpiękniejsze, ale są moje - i chyba z takiego założenia należy wychodzić. Nie trzeba mieć talentu, żeby dobrze się bawić z "cudnościami".

Także tyle słowem wstępu i mam nadzieję, że choć kilku osobom pomogę odpowiedzieć na pytanie "kupić czy nie kupić?", aby ich pieniądze zostały zawsze właściwie wydane (w przeciwieństwie do moich). Mam nadzieję, że w dobie vlogów i instagramów ktoś jeszcze zagląda na blogi. Choć oczywiście zapraszam na mojego studygrama (@humanisstka), bo vloga niestety nie prowadzę.


Komentarze

Popularne posty