Żelopisy z Action - 48 kolorów
Jak to mówią, ciekawość to pierwszy stopień do... bankructwa. Przynajmniej w moim przypadku. Widząc najróżniejsze papiernicze drobiazgi w sklepach, zachodzę w głowę, jak niektóre z nich się sprawują. Czy za tamtą niską ceną kryje się względnie dobra jakość? Jak prezentuje się taka liczba kolorów? Czy ten drogi długopis pisze drobinkami złota? Tysiące pytań, a możliwość na uzyskanie odpowiedzi tylko jedna - trzeba kupić. No to kupuję.
Plastikowa "walizeczka" pełna żelopisów nie mogła umknąć mojej uwadze, gdy przemierzałam alejki sklepu Action. Aż 48 kolorów w jednym zestawie, podzielonych na cztery rodzaje: klasyczne (6), pastelowe (8), metaliczne (10), neonowe (12) i brokatowe (12), a wszystko to za niecałe dwadzieścia złotych. Około 41 groszy za żelopis - brzmi opłacalnie, ale czy to na pewno dobra inwestycja?
Nim opiszę poszczególne partie żelopisów, skupię się na opakowaniu. Niestety, nie jest ono ani ładne, ani praktyczne. Ścianki są krzywe, zrobione z mlecznego plastiku, który łatwo zarysować. Co najgorsze, mazaki są ułożone piętrowo - żeby dotrzeć do tych na dnie, należy wyjąć pierwszą warstwę. Jest to spore utrudnienie i nie ukrywam, że bardzo obniża satysfakcję z korzystania z zestawu. Jedyną zaletą opakowania jest jego lekkość i kompaktowość - brakuje tutaj zbędnych elementów.
Żelopisy mają ciekawy, a zarazem minimalistyczny design. Czarna obudowa i kolorowe skuwki oraz końcówki - nic więcej tu nie trzeba. Największy minus? Na każdym widnieje taki sam srebrny napis "Gelliner". Brakuje szczegółowego opisu, tzn. oznaczenia, który należy do jakiej grupy. Trzeba się domyślać, czy ten, który akurat trzymamy w dłoni, to pastelowy czy neonowy - bo to z nimi jest najwięcej problemów, choć i nad klasycznymi długo się zastanawiałam. Jedynie brokatowe i metaliczne są oczywiste. Nie jestem w 100% pewna, że dobrze je uszeregowałam, ale wierzcie mi, że długo nad tym debatowałam.
Następną wadą są wyrobione skuwki u pojedynczych egzemplarzy. Nie rzucałam nimi o ścianę, nie zdążyłam też zużyć ich naturalnie - niestety są fabryczne niedociągnięcia. Niektóre skuwki same spadają z żelopisów, wręcz "wystrzeliwują" z nich niczym prochowe salwy. Nie chcą się w ogóle trzymać, co jest bardzo kłopotliwe. Na szczęście nie ma wielu takich "uparciuchów", ale fakt ten należy odnotować.
Zacznę od klasycznych, gdyż jest ich najmniej. Pisze się nimi gładko i przyjemnie, najszybciej też wysychają. Zdarza się, że trochę zabraknie tuszu w rolce i uzyskamy cieńszą linię lub przerwie nam pismo, ale są to rzadkie incydenty.
Mamy do czynienia ze standardowym zestawem barw poszerzonym o fiolet i pomarańcz. Dobór kolorów uważam za trafny. Miałam wątpliwości, czy ten fiolet aby na pewno należy do "basiców", a nie neonów, ale ostatecznie trafił tutaj, bo nie znalazłam lepszego kandydata.
Dalej instagramowi ulubieńcy, czyli pastele. Jedyną anomalią są dwa odcienie pomarańczu - żelopisy mają niemal identyczne skuwki, ale bardzo różnią się kolorem tuszu. Jeden jest bardziej żółty, taki cytrynowy i sprawia sporo kłopotów - trzeba zrobić test, zanim się go użyje, bo wydawałoby się, że zostawi pomarańczowy ślad - a tu niespodzianka.
Żelopisy pastelowe najbardziej brudzą, jeden z pomarańczowych na dodatek nieźle się rozlewa i trzeba co jakiś czas czyścić skuwkę. Schną dosyć wolno i trzeba być ostrożnym przy pisaniu, bo łatwo o rozmazanie.
"Metaliki" to moi ulubieńcy. Pisze się nimi gładko jak klasycznymi, podobnie szybko schną i mają piękne, eleganckie kolory. Gama barw również jest trafnie dobrana, a kolory skuwek nie wprowadzają w błąd. Szkoda, że metalicznych jest tylko dziesięć, a nie dwanaście - chętnie poświęciłabym dla nich dwa neony.
Pierwsza dwunastka, czyli żelopisy brokatowe. Tutaj rozmazywanie zależy od koloru. Zdecydowanie najbardziej mażący jest ciemnozielony, on też lubi się rozlewać. Zdarza się, że niektóre pisaki na chwilę stracą tusz w rolce, ale wystarczy je "rozpisać" i wszystko wraca do normy. Czas schnięcia porównałabym do oczekiwania na zaschnięcie metalicznych.
Ostatni pakiet dwunastu żelopisów, czyli neony. No, ulubieńcami na pewno ich nie nazwę. Schną najwolniej, mażą najbardziej, a do tego gama barw jest raczej nieudana. Mimo że lubię róż, uważam, że wśród neonowych jest zdecydowanie za dużo pochodnych tego koloru. Pięć różowych na dwanaście mazaków to kiepski bilans. Owszem, różnią się odcieniami, ale po skuwce trudno dany kolor zidentyfikować. Jednak zdecydowanie najgorszą wadą jest przerywanie. To jedyne żelopisy w zestawie, które potrafią nieprzyjemnie i niemal non stop "rwać" nam linię pisma. Niestety, jest to dość popularne w przypadku neonowych żelopisów i szkoda, że kolejny zestaw powiela te same defekty.
Cóż mogę rzec. Cena jest adekwatna do jakości, to na pewno. W tym zestawie mamy sporo niedoróbek, zarówno w opakowaniu, jak i w samych żelopisach. Odskakujące skuwki, rozlewanie się, przerywanie, niezgodność koloru skuwki z barwą wkładu... No, nie nazwałabym ich sprawnymi narzędziami piśmienniczymi, ale może będzie to ciekawy prezent dla dziecka, które nieszczególnie przejmuje się niuansami tego typu.
Duży zestaw żelopisów no name za naprawdę niską cenę to według mnie akceptowalny wydatek. Ale oczywiście o tym każdy musi zdecydować sam, konfrontując się z własnym rozumem. Prawda jest taka, że za świetną jakość trzeba porządnie zapłacić - ale czy naprawdę każdy potrzebuje owej najlepszej jakości?
Kształt: obudowa okrągła
Cena regularna: 19.29 zł
Dostępność: sklep Action
Ocena: 5/10
Zachęcam do polubienia fanpage, aby być na bieżąco.
Komentarze
Prześlij komentarz